Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Tak, na miły Bóg — pozostaniesz już tam jak Persefona przy swym Piekielniku!
Strąćcie trumną.
ROMAN MELODOS: Pod kirem słychać śmiech!
PATRYCJUSZE: Nie mogąc znieść grozy, zapada w obłęd.
R. MELODOS: Słyszą słowa: miłość prowadzi do karmienia i ja karmię!...
Monarcho, teraz i ja wyznam: Bazilissa ma dziecko trzymiesięczne!
PATRYCJUSZE: Bazilissa ma dziecko swe tam w grocie — — nie można zabijać dziecka, karząc matkę — —

MONASTERNY ŚPIEW: Wiczny upakoj —
MONASTERNY ŚPIEW: Wicznywiczny upakoj —
MONASTERNY ŚPIEW: Wiczny upawiczny upakoj —
wiczny upakoj —
wiczny upakoj —  wiczny upakoj —
wiczny upakoj —  wiczny upakoj —  wiczny upakoj!

R. MELODOS: Daje mu ambrozyi —
zrodzonemu z tej wielkiej miłości na wieży Hadesu, w czasie gdy wojska ginęły w boju piorunowej nocy!
B. NIKEFOR: Więc wygrałem szczęście! —
Czemże Ona była, kiedym ją zdobywał?
niezdolna aż po ostatnią wieczność już być moją —
a teraz chce się wywinąć z pod mojego gniewu?
Rozchylić kiry! (do Melodosa) Chciej wybadać. Czemu tak złowroga?
B. TEOFANU: Miłość mię przenika rubinowym ogniem.
Djonizos wtajemniczający w cudowność grozy tego życia, bo innego niema!
B. NIKEFOR: Jeśli nie Szatan!