Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
wyznaje ponure przesądy odyńskie wraz z bezbożną religią dawnych hellenów, wierząc w Menady-dziwożony, w Gromodzierżcę Perkuna i w jakąś Walhallę — gdzie wszystkie żywioły walczą ze sobą. On pogardził memi ikonami, chce Cię mieć żywą. Tępiąc Bułgarów i paląc miasta po drodze, tu przyszedł z armią sieśćdziesięciotysięczną, której się nic nie oprze, gdyż Bazileus walczy na dalekim Wschodzie.
B. TEOFANU: I nie mając mnie — już mię okuł w łańcuchy!
(odrywa swój medalion z łańcucha i rzuca w przepaść).
KALOCYR: Dzięki mojej wymowie przyjmują Rossy —
B. TEOFANU: ponurą ortodoksję cienistą i tyrańską!
KALOCYR: Wcielą też za naszym przykładem religję w jednego samowładcę, a inowierców uznają za wrogów państwa. Ja złagodziłem gniew mściwej kniahini, matki Swiatosława — Olgi, która tu nie była przyjęta do stołu cesarskiego.
Twoja Wspaniałomyślności, pomnisz jak Herodot opisuje narody zjadające robaki w Afryce?
B. TEOFANU: Podobnie i Słowianie będą musieli żywić się tem ortodoksyjnem robastwem, które zjadło Helladę! Bizantyjska echidno... zatruwasz ludy dokoła, aby samej przewlec swoje Mene-Mene-Thekel!...
Czymże zapłacił za truciznę ducha?
KALOCYR: Spodziewałem się innej wdzięczności, o Bazilisso! Nie jestem już sługą Bizantynów — mianowano mię królem w Scytji, a po zdobyciu Konstantynopola — jego egzarchą.
B. TEOFANU: (pociąga sznur alarmowy — wbiegają oficerowie i straż) Napiętnować mu rozpalonym żelazem na czole: Marzyciel!