Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
KALOCYR: Miałem się za sługę Twoich marzeń!
B. TEOFANU: Moich? więc przywiązać go do grzbietu karego scytyjskiego ogiera — niech go poniesie przez obóz Rossów w szalonym tętencie dni i noce — na tym gnijącym cielsku zaczną kruki siadać. W dali, wśród niezgonionego Królestwa Scytyi szkielet sam już będzie fosforyzował w mroku bezbrzeżnych lodowatych pustyń, jęcząc łańcuchem, który mnie był przysłany.
KALOCYR: Milczę — aby mnie nie spotkało jeszcze coś gorszego, gdyby mnie ujrzał Bazileus.
(Oficerowie zakładają mu na głowę łańcuch i wyprowadzają. Zostaje Kubikularios — kamerdyner — w niebieskiej szacie z jednorożcem na piersiach).
KUBIKULARIOS: Imperator!
B. TEOFANU: Alboż nie walczy teraz ze zbuntowanem królestwem Alepu?
KUBIKULARIOS: Tu jedzie sam — zostawił wojsko, które oblega warownię nieprzyjaciół, sam przedarł się z małym oddziałem, który wyginął.
Jedzie konno spokojny i nieruchomy, jak Trajan z bronzu; noc i burza zimowa nad Nim.
W uliczkach krętych tłum rzuca w Niego kamieniami i błotem, monachy rozbijają posągi, krzycząc, że Bazileus trwoni skarby na wojsko, a żałuje na klasztory. Tak zniszczyli Atenę, konia Nilowego i orła, co dusi żmiję w powietrzu. Umartwiający się zeszli ze swych słupów i przewodzą rzeszom cyrkowym; pneumatycy w natchnieniu czynią go Antychrystem; nawet hezichadzontes wyszli z kontemplacji i chcą wziąć w ręce cugle państwowej kwadrygi. Trzęsienie ziemi, które przepaść wykopało pod zwaloną częścią pałacu (choć również wiele