Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Ja jestem wężem, Nikefor lwem, Cymischesowi zostaje — wspinający się wysoko, lubieżny półkozic...
Jakiż to urok magiczny, że widząc jakim jest — [mały człowiekoźwierz...] Cymischesa tak niepojęcie miłuję!
(oddala się za fontannę).
(Rozlega się znowu śpiew słowiczy. Ostrożnie wychodzi Jan Cymisches, za nim spiskowy Jan Balanthes i Akypotheodoros. Jan Cymisches nasłuchuje. Akypotheodoros do złudzenia naśladuje miłosne łkanie ptasząt.
Wchodzi Bazyli Eunuch).
BAZYLI: Spóźniłem się, wybaczcie — poprostu mówiąc, choruję ze strachu tej nocy, nie wiedząc, czy uda się?
J. CYMISCHES: Idź więc do łóżka.
BAZYLI: Tak chyba uczynię. W łóżku najmężniej zawsze myślę. A wy macie rąk i mieczów dość. Napiszę rewolucyjny manifest. Należy się nam zbroić w mądrość, iście Czarta!
J. CYMISCHES: Nie zbroić, lecz nakryć się kołdrą mądrości.
BAZYLI: Mój kapitanie, tasiemiec ze swego miękkiego stanowiska więcej umie szkodzić, niż kruki, które kraczą na grobowym drzewie!
J. CYMISCHES: Wierzę w twój rozum. Będę go w każdej potrzebie szukał.
BAZYLI: (klęka) Podpisz! (podaje pergamin).
J. CYMISCHES: Ja — Bazileus — Kosmokrator Jan Cymisches naznaczam wodzem głównym Bazylego Lekapena... Naco?
BAZYLI: (wstając z klęczek, czyni psztyczka na pergaminie) To możnaby czytać również i tak: Ja Bazileus