Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Kosmokrator Nikefor w nagrodą za wierność Bazylego Lekapena, który uwięził i ściął więźnia banitę Cymischesa — —
J. CYMISCHES: Daj pióro... (podpisuje). Mianuję Cię wodzem! Mimo wytrzebienia, wiem że nie jesteś człowiek, który dwa razy powtarza, iż obetnie głowę. Zresztą, Ty nienawidzisz Nikefora.
BAZYLI: Niewdzięczny Bazileus zbyt długo mnie pozostawiał w cieniu! Czyż mam być gorszy od cynika Djogenesa? Wszak dowiodłem, że jestem tęgim wodzem, mimo że „wódz eunuch“ brzmi to dziwnie! I umiem robić przewrót. I umiem, gdy chcę, rewolucję naraz stłumić. Ja porywam tłumy w cyrkach. Mam zresztą 3000 niewolników i majętności. Mała to armia, lecz wściekła i karna, jak stado wilków względem maciory. Nie siłę się na porównania, ale kiedy boli brzuch, Muzy milkną.
J. CYMISCHES: Czem uspokoimy zagniew kościoła?
BAZYLI: Zagniew udany! powiedz, ewangieliczną mściwą radość z powodu, że bogacz ducha zostanie do piekieł strącony! Otóż i sam Patrjarcha. Udaje, że nas nie zna. Poczciwy staruszek! zmędrzał, od czasu jak był tylko świętym na pustyni. Z nowej grani ogląda teraz świat.
(Patryarcha przechodzi).
BAZYLI: Święty, święty, święty jest pieniądz, dan kościołowi!
PATRYARCHA: Kto jesteś, synu?
BAZYLI: Ten, który z powodu naturalnej czystości, nie może być księdzem.
PATRYARCHA: Tu jest dużo rzezańców. Zostań z łaską Najwyższego.