Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
BAZYLI: Ten, który ma nieobrzezane pomysły i nieobrzeza worka Patryarsze.
PATRYARCHA: He he... filut z jegomości... jakie Trójca miłościwa Nam dopomaga? podejdźcie, natrę Was relikwiami!
(Spiskowi klękają)
Błogosławię Was ością z Lewiathana, w którym spędził trzy noce Jonasz. Jest to symbol Grobu Pańskiego. Jest to moc dla wszystkich, którzy muszą się taić. — Błogosławię sutkiem Judyty, która spała w łożu rozpustnym, lecz chwalebnym ze względu na cel! — Błogosławię iskrą z pieca ognistego, gdzie płonęli młodzianie.
Janie Cymischesie, Bazyli Lekapenie, Balantesie, Akypotheodorosie! miłujcie się między sobą, synaczkowie. Niechaj jeden drugiego nie zdradzi, gdyż byłby przeklęty jak Judasz, który się obwiesił i Kore, którego poiarła ziemia.
Święcę was na Djakonów czerwonych.
A tę ladacznicę babilońską — która co noc spółkuje z innym — która jak Teodora morduje niewinnych tysiącami, jak Messalina zagrzebuje na arenie cyrkowej całe pułki swych kochanków —
Ta, bogdaj nie wróciła zwycięska z pola bitwy! bogdaj umarła...
(Rozlega się cicho: Amen! Wszyscy oglądają się przerażeni, w mroku widać B. Teofanu).
BALANTHES: Zginęliśmy...
PATRYARCHA: Dzięki Ci, Najwyższy, za śmierć męczeńską! Mówimy tu o czystym Józefku i Zuzannie —