Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Ty wybrałaś górę i wierzchołek — a ja pełzam... wśród leżących ciał pod stołem lub na torturach.
Oboje razem tworzymy — cyt... unikajmy zbyt wielkich pojęć, bo wielkość ma w sobie coś, kłócącego się z pojęciem życia.
My oba węże, tylko że Ty wznosisz się do księżyca, ja pełzam wśród zadżumionej przemierzłej realnej ojczyzny. Cóż Ci rzec jeszcze? czterdziestu jest tych spiskowych, którzy posiadali Cię, którym Ty oddałaś lotus swego ciała.
B. TEOFANU: Milcz!...
CHOERINA: Mnie nie potrzebujesz się wstydzić — chcąc opętać mą chuć, uczyniłem się — eunuchem. Żelazo mię pozbawiło dzikości, lecz zostawiło miłość androgyniczną ku Tobie.
Stałem przy Twej komnacie — słyszałem namiętne uściski, słyszałem hymny potworne bachiczne, które śpiewałaś każdemu z nich.
B. TEOFANU: Przenikam Cię... — chcesz mnie upodlić w moich oczach, aby — — nie rozumiem już, na co?
CHOERINA: Zrozumiej: — kałuża jest tym samym, co słońce, kwiat nie jest wyższy od tasiemca — wszak znasz Trismegisty szmaragdową tablicę o tożsamości Tego co jest w górze z Tym co jest w dole —
(szepcąc)
— — nasycić się wszystkiem... tworzyć braterskie związki...
B. TEOFANU: Każda myśl w słowach twoich nabiera tej ohydy, jaka panuje w kryminale u kurtyzan. Trismegista mówi o gwiazdach w górze i gwiazdach w dole... wszystko co demoniczne, musi być osamotnione! Idź precz!