Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
CHOERINA: Nie wypluwaj migdału — przeto iż kora gorzka... Chrystus — kiedy go Judasz opuścił, musiał marnie zginąć. Każdy Geniusz musi mieć szarlatana — ktoś to rzekł! Ty Afrodyto niewinna, Ty indyjska Nanaa Pao, Ty gwiezdna Akerene — miej mnie, Choerinę, za cień broniący Cię, wykonujący wolę Twą na ziemi. Jeśli Bóg może mieć takiego Polieukta? —
lecz zdaje się, że mówię nie dość prosto. Mam głuchoniemego słowiańskiego atletę, który turom ukręca łby; jest używany podczas ważnych konferencyj by ich nie słyszał, a bramy strzegł, lub czynił koniec z tym, komu uczynią w pewien sposób znak na „dowidzenia“!
Wszakże tu jest mrowisko eunuchów i mnichów... więc nie dziw, że tu są lustra, które oślepiają, krużganki, które się zapadają, wina, które trują bez śladu męczarni, lub z męczarnią jakiej piekło nie zna nawet u Kaina; jam poznał kielichy z ciałem i krwią, które na wieki czynią obłąkanymi, znam piece, w których dzień i noc żarzą się cęgi na wyrywanie języka i sztangi na oślepianie — —; tu w piwnicach klasztorów żeńskich znajdują się całe cmentarze dla niemowląt, tu rzucają dzieci na dach zgłodniałym kotom.
Natęż chuć swą, ona Ci labirynt życia objawi — a ja pomogę.
B. TEOFANU: Czego ty chcesz dla siebie?
CHOERINA: Zezwól mi być szczerym: Ciebie.
B. TEOFANU: Ile jest bram w tym zamku?
CHOERINA: Czterdzieści...
B. TEOFANU: Ha, będzie to więc taniec 40 bram, przez które wyjdzie 40 karawanów...
Nawałnica śniegu połamała wszystkie rozkwitnięte drze-