Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
PATRYARCHA: Niestety i ja śpieszyć muszę.
CHOERINA: Jedno słowo — ja wiem, że wy szukacie pretekstu, aby Nikefor nie wziął ślubu z kacerką.
PATRYARCHA: Kto ty jesteś?
CHOERINA: Wiedzący. Nikefor nie może być mężem, gdyż jest w pokrewieństwie chrztu z Teofaną. Ja sam podawałem sól i oleje, będąc zakrystjanem w Świętej Mądrości.
PATRYARCHA: Ktoś ty? Choerina?...
CHOERINA: Imię moje jest Pożyteczny. Sapienti sat. My, Rzymianie, niczemu się już nie dziwimy.
PATRYARCHA: Widzę, że dobrze kościołowi życzysz. Masz tu krzyż, niech on cię utrwala na twej drodze, nawrócony starcze!
(odchodzi)
CHOERINA: A ty chłystku — mnie starcem będziesz zwał? czy nigdy sobie zębów nie myjesz, ty niechluju, że nie wiesz o pieńkach, które w Cloaca Maxima twej gęby cuchnącej są jako słupy milowe wiodące do śmierci? Krzyż bez kamieni drogich, zwyczajny, wiodący do nieba — a mnie on na co? jak smyrgnę! — żeby choć mi dał wytrych, rozbiłbym te kłódki...
(do halabardnika)
Bracie kochany — chodź ze mną razem do Grobu Świętego! pomyśl... omyjemy się w Jordanie, ukażę Ci małą nieznaną nikomu furtkę w Raju — i tam wejdziem — tam jest piękna Magdalena, tobie ją oddam — moja zacna twarz nie kłamie, jak u Judasza?
HALABARDNIK: Wzruszasz mnie — więc uciekajmy —
(rozwiera dyby)
CHOERINA: Veni, vidi, fugavi!