Przejdź do zawartości

Jordan (Żeligowski)/Wstęp

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Antoni Sowa
Tytuł Jordan
Podtytuł Fantazja dramatyczna
Wydawca Mrówka
Data wyd. 1870
Druk Dr H. Jasieński
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na commons
Inne Pobierz Wstęp: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
DO PIERWSZEGO WYDANIA.

Ktokolwiek wyszedł po za swoją jednostkę, obudził żywy w sobie interes dla życia współludzi, patrzył na społeczeństwa jakby na wielkich swych braci, musi dostrzedz koniecznie, jaki ogromny niepokój w rysach fizjognomji i w łonie dzisiejszych społeczności! Czy to hektyczna gorączka konającego starca? czy to życia nowego zjawiska?
Tak, nowego życia nadzieją, przeczuciem rozdyma się pierś człowieczeństwa. Z końca do końca świata przebiega szmer — jak budzącego się przed rankiem wiosennym dźwięk ptastwa, jak ciche drżenie roślin witających słońce, jak ruch mgły niosącej powitanie od ziemi niebu, tak po piersi człowieczeństwa przebiega uroczyste drżenie witające pod wszystkiemi względy nową epokę życia.
Świat nasz dzisiejszy, mąż wielu wieków, oparty na konarach przeszłości, już nie szalony młodzieniec, już myślił dużo, dużo czuł i cierpiał i wątpił i rozpaczał; i dzisiaj w nowe pierś swą przyszłości oddając śluby, zda się z całą godnością pojmować wysokość sakramentu w chrzcie nowej idei!
Dla usprawiedliwienia stanowiska moich wyobrażeń rzucę gwałtowny rzut oka na górujące zarysy z obrazu przeszłości, której obecna chwila i następne wieki są ciągłem wykończaniem arcydzieła wszechmocnej ręki. Zaledwo, mówię, na kilka zarysów: bo jakże inaczej byćby tu mogło?
Na zgliszczach cywilizacji starożytnych ludów, gdzie w mozolnej robocie próbują sił swoich; gdzie nakoniec przychodzą do najwyższego samowiedztwa siły materjalnej w potężnym i dążącym do panowania nad całym światem Rzymie; gdzie Grecja rozwija i wykształca w swojej poezji i pobratymczych sztukach najpiękniejsze, najsubtelniejsze zmysłowości odcienia; gdzie lud wybrany przychodzi do poznania Jehowy jedynego, który jest, był i będzie; na zgliszczach, mówię, tej żyznej cywilizacji rozrosło się Boskie ziarno nowej ery chrześcjańskiej. Ludzkość odradza się w boskiej duchownej szacie; z cudownym, nadludzkim prawie entuzjazmem idzie po szczeblach duchowego rozwoju: bo Bóg z nieba został bratem, i wskazał cel najwyższy ludzkości już nie piastowanie jedynie urzędów i służenia rzeczypospolitej, jak w Rzymie, lecz cel podniesienia się do Boga. Dla zdobycia duchowego sztandaru leje się krew męczeńska, aż pod niebo rosną bohaterowie ducha; nie dla sławy, nie dla zaszczytów, lecz w duchowej głębokiej wiary pokorze.
Kościół reprezentuje i pchnie naprzód wszystkie elementa, wszystkie warunki rozwicia się społeczeństwa, wszystkiemu przodkuje. Lecz oto przy końcu średnich wieków siła jego pędowa ustaje, na miejscu której wybujały tanatyzm hamuje postęp. Ludzie postępu giną, jako heretycy, w więzieniach, w torturach inkwizycji. Łamie się harmonja ludów i Kościoła. Nie bez przyczyny rodzą się różne odstępstwa; — Reformacja! Postęp dalszy ludzkości nie ma już rękojmi.... Każda nowa idea staje się dlań niepokojącą, groźną, niebezpieczną. Teorje Galileusza, Kopernika, Descarta, wyklęte. Wielki mówca Bellarmin wznosi głos przestrachu, zwołuje inkwizycję — uradzają, ażeby przerwać wszelkie roztrząsanie hypotezy Kopernika.[1] Lecz wieczny niepokój wzrostu i postępu, w łono ludzkości dłonią Boga zasiany, — musiał ją pchnąć dalej. Świeccy biorą przewagę ducha nad duchowieństwem.
Cywilizacja francuska, francuska filozofja, język, honor, ton, od brzegów Sekwany na cały świat europejski panowanie rostaczają. Wszystkie życia warunki zda się rozwiązywać rozum francuzki (l’esprit).
Francuzki język, jak niegdyś kościelny, staje się językiem powszechnym nie tylko towarzyskim i dyplomatycznym, lecz zarazem organem nauki. Wiemy, iż Leibnitz pierwsze swe dzieła w języku francuzkim drukował. Fryderyk Wielki nie uważa niemieckiego za dość godny język narodowy, po francuzku pisze i dzieła swe ogłasza. Wszystko francuzieje. Przepisy konwenansów salonu, honoru, dobrego tonu (bon genre), przeważniej, na nieszczęście działają na towarzystwa cywilizowane, niżeli dogmata religijne, niżeli prawdy z katedr i ambon ogłaszane. Duch religijny słabieje. Dowcip francuzki, lekki, szarpiąc zewnętrzną szatę Kościoła, podkopuje dogmata religijne. Indifferentyzm szeroko rozwiewa po świecie. Nakoniec świat cywilizowany przestał wierzyć i w Pana Boga i we Francuzów. Francuzi sami zaparli się swojej fllozofji. Materjalna cywilizacja kończy się zupełnem rozprzężeniem socjalnem w rewolucji francuskiej, lecz ogromne na przyszłość zostawuje skutki.
Niemcy daleko poważniej biorą się do dzieła; wznoszą się na najwyższy szczebel wiedzy ludzkiej. Świat się zdumiewa nad mocarzami intelligencji. Wszystkie tajniki piersi ludzkiej zda się zdobędą; słowo w słowo wytłumaczą każdy dzień stworzenia; co mówię? każdą sekundę, każdy puls powtórzą. W zaślepieniu pychy intellektualnej zdali się wedrzeć aż do najskrytszych tajni Stworzyciela; i wszystko podsłuchali, odgadli wytłumaczyli. Jehowę odwiecznego przenieśli z nieba do swoich książek, do swoich traktatów i formuł. Lecz ciasno było Jehowie w formułach niemieckich; przeniósł się znowu Pan Wszechmocny na siedziby odwiecznych swych światów. Filozofja niemiecka, przebiegłszy najwyższe kriterium rozumu, utworzywszy najbardziej mistrzowski skalpel dla wszystkich psychicznych operacij, rozwinąwszy najwyższą djalektykę, znalazła się dzisiaj znowu prawie na tym samym stopniu, czem była przed Kantem! Nie wzbiwszy się do organicznej całości, rozpada się na cząsteczki.
Dwie główne idee: Heglowskiego Idealizmu i Realizmu Herberta pogodzić się z sobą nie dają. Jedna i druga wywołują upartych zwolenników. Lecz dziwna, wszystkie społeczności elementa ogromnie się rozdzierają na te dwie zasady: idealną i realną, i widzimy ciągłe ścieranie się tych dwóch pierwiastków, których się dotąd nigdzie pogodzić nie udało. W polityce dwie zasady: realna i idealna czyli historyczna i oparta na prawie rozumu (Vernunftrecht); ci chcą zmiany, tamci przedłużenia obecnego stanu rzeczy.
Sztuka niezadowolona warunkami subjektiwno-idealnej romantyczności, biorąc żywy udział w pulsach życia, dążności czasu, usiłuje stworzyć, że tak powiem, nowe ciało dla duszy piękności. Nauki tak nazwane ścisłe mniej stykają się z duchem filozofji, sądząc, że sobie wystarczą. Religja i teologja rozpadły się z sobą i z filozofją. Filozofowie niemieccy najnowsi: Reiff, Frantz, Lotze, George etc., są tylko mniej lub więcej trafnemi szermierzami słowa; łatają oni systema swoich poprzedników, nicują, przerabiają, lecz nic nie tworzą[2]. Lecz byłoby rzeczą niesprawiedliwą chcieć zaprzeczyć koniecznej wielkiej zasługi wszystkim tym fazom, przez które ludzkość w swojem rozwiciu się postępowała; byłoby to naznaczyć Opatrzności, jakim sposobem ludzkość rozwijać się powinna. Było to konieczne przejście idei chrześcjańskiej przez kriterium rozumu[3]. Krystalizując nasze pojęcia, widzimy, że wieki starożytne przedstawiają apoteozę materji; średnie i ostatnie, apoteozę serca i rozumu. Dzisiejsza świtająca epoka jest apoteozą ducha! Idea chrześćjańska dotąd w ludy wcieloną nie była. Pielęgnowały ją kasty, i nieraz do swoich nachylały widoków i celów.
Ludzkość musiała tę boską ideę, nim do jej pojęcia się zbliży, przepuścić przez swoje serce i rozum. Kiedyś osobno stanowisko mych pojęć rozwinę.
Otoż, jak powiedzieliśmy, powaga filozofji spekulacyjnej upadła, przeżyła siebie, nie zamknęła w sobie warunków potrzebnych do rozwicia się elementów społecznych. W formułach opartych na danej przeszłości chciano zamknąć przyszłość całą. „Lecz życia widokrąg, który uważano za zamknięty, otwiera się, świat się dusi w formułach szkoły. Nie usiłujmy z kolei do potoku życia mówić: ty nie pójdziesz dalej. Prawo ludzkości powinno się składać z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, którą w sobie nosimy. Ktokolwiek dzierży jeden tylko z tych czynników, posiada tylko fragment z praw świata moralnego. Śledźmy ducha czasów, który już ubiegł, i słuchajmy nowego, który do drzwi naszych puka.“
Europa czuje, iż ona żyje życiem, że się tak wyrażę, na kredyt; lecz kapitał życia dopiero nagromadzić jeszcze powinna. Musi w piersi swojej wypielęgnować, wykarmić to Boże ziarno, które Bóg w łono naszej epoki zasiał. Z prawdziwą rozkoszą powtórzę tu słowa wspomnianego pisarza francuzkiego, którego zdanie tu najżywiej podzielam: „Gdy religja jest punktem kulminacyjnym każdego narodu w szczególności, chrystjanizm jest ideą najwznioślejszą rodzaju ludzkiego; zkąd wypada, iż człowiek, który chce objąć prawa ludzkości, musi koniecznie wznieść się na wysokość Ewangelji“.[4]
Wiek nasz jest wiekiem religijnym! Rozwicie na tej kanwie indiwidualności narodowych; sproszczenie symbolów idei chrześćjańskiej; głębokie jej pojęcie w duchu i przelanie w życie, we wszystkie warunki życia społecznego i domowego, będzie tem Słowem, które było u Boga, a które stanie się ciałem i zamieszka między nami. Sztandar ducha wzniesiony! Wszystkie konwencjonalne autentyczności sądów in verba magistri jakiejbądź cywilizacji, upadają; najwyższą autentycznością jest Bóg i duch Jego w ludzkość wcielony. Wstają nowe ludy, nową brzmią pieśń; fibry wewnętrznego życia poczynają się we wszystkich swych rozwijać pierwiastkach; słowo Chrystusowego braterstwa zaczyna się wcielać w ludy, nie w kasty.
Głębsze przejrzenie się w dziejach przekazało głęboką prawdę, iż biegowi rozwijania się ludzkości panują odwiecznie niezłomne boskie prawa, którym narody tak ulegać muszą, jak zarówno w przestrzeniach ich ziemi tworzące się góry, wulkany, rzeki, bieg i zmiana ich koryt.
Cóż ztąd wynika? Oto, każde indiwiduum, każda społeczność, przynosi z sobą na świat konieczne warunki swojego bytu i rozwicia się swojego. „Jako pielgrzymy i wędrowniki poruszamy się w naszem ciele, równie jak w kraju naszym, gdzieśmy się urodzili, i przez który naszą odbywamy wędrówkę. Nie zrodziliśmy naszego kraju z jego górami i równin przestrzenią; lecz w nim urodzeni, wcieleni w byt jego węzłami, skłonności i zwyczajów przywiązani do krainy naszego dzieciństwa, jak dusza do swego ciała: pozostaje więc nam w kraju naszym, równie jak w naszem ciele, działać, póki trwa dzień“.[5]
Działać z najgłębszem rozeznaniem naszych obowiązków. Bez kary albowiem wspomnionych powinowactwa warunków przestąpić nie można. Z głębokiego ich pojęcia wyrasta rękojmia postępu. Filozofja historji i statystyka rozstrzygnęły głęboko tę prawdę[6].
Rezultat wieloletnich troskliwych poszukiwań statystycznych z poglądem wyższym na stan moralny ludów, przekazał nam przerażające na pozór postrzeżenia przepowiednich zjawisk, mających nastąpić na przyszłość, które wszakże wiernie odpowiedziały rubrykom tabelli. Obrachowano w obszarach rozległych krajów z dokładnością prawie aż do jednostek, wiele ludzi umrze w przeciągu roku, i jakiego stanu; wiele popełnią zbrodni, i jakiego rodzaju; ile, w jakiej porze roku, jakiego wieku ludzie, jakie mogą wyrodzić się talenta etc. etc. Czysta, czysta wyrocznia!
Przerażający na pozór widok, myśl takiego niewolnictwa, takiej konieczności, tak ślepego organicznego posłuszeństwa wolnej natury ludzkiej.
Statystyczne tabelle wyliczą na rok przyszły zbrodniarzy, i wolni ludzie idą położyć się w tabelli dla zapełnienia wyrzeczonej liczby! Więc od 18 wieków umęczony Chrystus; wszyscy męczennicy cnót, wszyscy, którzy dla świętej sprawy ludzkości dali siebie na ofiarę, umarli daremnie? Więc postęp ludzkości, jej odrodzenie się, jest tylko chimerą, mydlaną bańką w głowach marzycieli? I przecież takich sądów nie mało! Lecz w obec prawdy rzecz się ma inaczej! Wiele razy tylko prawdziwe światło przenikło w łono najbardziej spodlonej społeczności, wiele razy tylko łono ciemnoty przejrzało własny interes w cnocie, tam nikły zbrodnie, zmniejszały się liczby tabelli, wzrastali bohaterowie cnoty! Gwałtowne namiętności, co były kanwą zbrodni, stały się cnoty dźwigniami! I nad niedoli wezgłowiem zaświta szczęścia zaranie!
I księga Mądrości i pisma głębokich myślicieli przekazały nam tę prawdę, że ani indiwidua, ani ludy, bez własnej pracy i ofiar, ani swojego wykształcenia, ani zbawienia dostąpić nie mogą.
Jedno jest tylko prawdziwe nieszczęście równie dla indiwiduów, jak i dla narodów całych jedno jest tylko nieszczęście: spodlenie, ducha utrata! Wszystkie straty serca, jako i straty materjalne, bolesne, często okropne, wybiją człowieka z jego własnych brzegów, wyniosą za granicę siebie; są wszakże zwyczajnemi dolegliwościami ziemskiemi. Człowiek je znosi, a Bóg wspomaga i cierpiących z pokorą ku boskiej podnosi godności. Inaczej jest z tem prawdziwem nieszczęściem — spodlenia: bo tam nie ma gdzie szukać pociechy; tam człowiek nie wejdzie do głębi siebie, gdzie Bóg przeżywa. Idzie szukać szczęścia daleko, daleko; gotów dlań poświęcić życie i wszystko powierzyć się burzliwościom mórz i losów; lecz szczęścia znaleść nie może: bo ono jest schowane w nim samym; lecz niestety! on odbiegł dalej od siebie, niżeli do ostatnich mórz krańców, do przeciwległych świata biegunów; on szczęścia nie znajdzie, bo je depce własnemi nogami! Aż się obejrzy i ukorzy, i szczęście zdeptane z pod stóp swych podejmie. Nam qui peccare se nescit, corrigi non vult.
Błogosławiony, kto z podniesionym duchem w natchnieniu proroczem zobaczył szczęście i zawołał: „jam szczęśliwy!“ On przeczuł to szczęście na ducha wyżynach.... on jest nieomylnym prorokiem; lecz droga dla innych tam bardzo daleka. Trzeba tam wzlecieć na świętych skrzydłach ducha; trzeba się usposobić do wielkiego lotu; trzeba pierwej pożyczyć oczu bazyliszka, i spojrzeć w głąb siebie, i zabić swoją nikczemność, oczyścić się i uduchownić się. To nasza na dzisiaj najgwałtowniejsza robota, nim wzlecieć zdołamy. I tyle tylko razy udało się ciałom społecznym zrzucić z siebie splamioną i podartą odzież, a przyjąć nowe i świeże szaty, tyle razy tylko udało się postawić krok naprzód, ile razy organizm społeczny umiał rozeznać się w sobie, zgłębić swoje pierwiastki i elementa, i w tem zrozumieniu swoją umiejętność i ducha swojego do pewnych zrozumianych nakierować celów i dążeń. To samo rozumie się i o indiwiduach. To jest prawo normalne postępu; historja tej prawdy, rękojmia. Wszystkie reformy społeczne, jakkolwiek różnorodne, jedną, i tąż samą przebiegły elipsę w znaczeniu tej prawdy.
Nie jedna społeczność w wiry okropnych strącona otchłani, iść musiała na boleści i rozmyślań puszczę, by się w głębiach swych piersi przejrzała i wolę Boga i missję swoję odgadła.
Dla zapełnienia życia jakiego narodu nie wystarczy natchnień chwilowych.

Nie dość boskie mieć natchnienie,
Trzeba boskie mieć sumienie.

Upić się na chwilę zapałem, a potem rzucić się na łoże letargu i kalać się w błocie samolubstwa! drugą bytu swojego połową zaprzeczyć całkowicie pierwszej; to nie znaczy chcieć szczęścia, to nie znaczy umieć je pojmować. A przecież to tak widoczne dzieje. A jakaż przy tem straszna ciemnota w warstwach społeczeństwa, co świecić powinny.
Literatura narodowa powinna być refleksem, źwierciadłem życia wewnętrznego. Przebiegając pasmo życia indiwiduów czy narodów, ażeby zobaczyć fizjognomję ich ducha, dwa sobie robimy pytania: co oni myślili? i co robili? Reflektując myśli ich i czyny, rzucamy światło z jednych na drugie; i po nich się poznaje charakter wieku i czasu. Jedna z prac moich, którą tu przedstawiam, miała na celu zreflektowanie kilku głównych rysów naszej społeczności. Daleki jestem (mówię to w prostocie ducha) mniemać, ażebym dokazał tego, ile trudność zagadnienia wymagała. Na dokonanie tego większychby sił potrzeba było, większego talentu.
W rzeczach sztuki i imaginacji jedno główne zachodzi pytanie: czy jakakolwiek produkcja nosi w sobie konieczności warunki? Lecz ta konieczność jeszcze jest dwojaką: bezwzględną czyli odniesioną do praw niezbędnych sztuki i potrzeb społecznych, i względną odniesioną wyłącznie do autora. Dogodzenie obu konieczności warunkom stanowią utwór pożyteczny. Ten sąd nie do mnie należy. Jedno tylko, z calem męztwem cywilnem, śmiem sobie rościć prawo, że pisałem z najwyższą szczerością ducha, z nieprzełamaną wewnętrzną potrzebą.
Jeżeli gdzieniegdzie mój pogląd wyda się jaskrawym, nic na to nie odpowiem więcej, że tak własnemi widziałem oczyma. Jeżeli w usta duchów włożone słowa nie zawsze tchną eterem; gdyby to chciano uważać za grzech przeciw sztuce, to się bronić przeciw temu nie będę. Nie zawsze ludziom mówić to wolno, co wolno duchom. Nakoniec nie o dogodzenie sztuki warunkom, lecz naszemu przekonaniu tu bardziej chodziło. Jeżeli nie wszystkie odcienia naszej społeczności dotknięte tu zostały, to może insze moje prace dotkną je bliżej. Znawcy sztuki i natury poetycznych utworów aż nadto dobrze są przekonani, że poemat nie może być traktatem obyczajowym.
Niech każdy robi, co może.

Antoni Sowa.

DO DRUGIEGO WYDANIA.

Grzeszyłbym może przeciw świętemu uczuciu wdzięczności tłumiąc w sobie głos, że tak nazwę dziecinnego ukontentowania za to współczucie z jakiem pierwszą moją pracę powitali ziomkowie moi. Ten głos dziecinnej radości chciałbym i dla siebie starca zachować, i o jedno tylko raz na zawsze współubiegać się miano zostać dobrem dzieckiem swojej społeczności i czasu. Na to pracować nie tylko się godzi, lecz raczej zdaje się być każdego obowiązkiem; bo tu jest węzeł łączący ludzi świętym ślubem miłości u ołtarza postępu i zbawienia.
Z roskoszą przyjąłem uprzejme powitania licznych pism perjodycznych a nawet i dzieł ścisłej naukowej formy. Czytelnicy niemniej swojego współczucia, domaganiem się w przeciągu kilku miesięcy drugiej edycji, zaszczytne dali dowody.
Że robionych mi postrzeżeń nie chcę zbywać lekceważącem milczeniem, dowiodę w kilku słowach wstępnych do II. Części Jordana, która ma rychło wyjść z druku. Woleliśmy to odłożyć do II. Cz.; gdyż możebyśmy się tu za nadto rozwlec musieli i nadużyli przyzwoitych rozmiarów przedmowy, zwłaszcza że wstęp przy pierwszej edycji umieszczony tu się dołączyć musiało.

Antoni Sowa.




  1. O tymże samym Bellarminię mówi genjalny pisarz francuski: Il avait aussi livré comme suspectes, les découvertes de quatre satellites et cet instrument de magie le telescope qui menaçait de bonleverser les cieux.
  2. Zob. Das Grundprincip der Philosophie v. Hermann Ulrici.
  3. Napomknąłem tu króciutko o duchowym rozwoju i wpływie dwóch ludów: Francuzów i Niemców, opuszczając wielkie imiona pojedyncze innych krajów, które się wszakże potężnie przyczyniły w sprawie rozwoju ludzkiego ducha; lecz chodziło tu tylko o najgłówniejsze zarysy reprezentujące stan, miniony kultury europejskiej.
  4. Si la religion est le point culminant d’un peuple en particulier, le christianisme est l’idée la plus eléve du genre humain; d’oú il semble qu’un homme qui veut embrasser la loi de l’humanité doit necessairement se fixer à la hauteur de l’Evangile.
  5. Schubert, Geschichte der Seele.
  6. Zob. genjalne dzieło: Physique sociale p. Quetelet.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Edward Żeligowski.